Jak się stałem konsolowcem
Dawniej konsolowcy kojarzyli mi się z najgorszym typem gracza. Takim prostym, bezmózgim osobnikiem, któremu do szczęścia potrzeba jakiejś prostej gierki z nędzną grafiką, ale za to dużą ilością złotych monet do zbierania i bonusowymi mapami. Konsole były tym, co najgorsze przytrafiło się graczom, bo gatunek ten przyczynił się do spłycenia gier, wyjałowił je z konieczności posiadania przynajmniej szczątkowego intelektu i sprowadził granie do napierdalania w kilka przycisków.
W dużej części to prawda. Od lat pecetowcy dostrzegali, że gry coraz częściej robi się pod konsole. Zaczęło się od dostosowywania interfejsu pod pady, potem rozgrywka stawała się mniej skomplikowana i czuć było, że jest to ukłon nie tyle w stronę kierunku rozwoju gier, ile w stronę konsolowców. W międzyczasie konsole zaczęły być lepiej traktowane przez twórców gier, przez co coraz więcej produkcji pojawiało się tylko na te maleńkie czarne pudła i wielu z nich wcześniej nie miałem okazji zagrać.
Moje doświadczenia z konsolami były marne. Raz w jednym z wynajmowanych mieszkań był PS3. No włączyłem to coś, zaczęło mi strzelać, chwilę później zginąłem, a próby okiełznania kontrolera spełzły na niczym. Drugie doświadczenie również było takie sobie. Dwa lata temu odwiedziłem kolegę. Kolega Lisu miał Playstation. Kazałem mu przekonać mnie do konsoli, to mi włączył jakieś zawody sportowe z grafiką rodem z Nintendo, potem pokazał platformówkę z Myszką Miki i na koniec miałem aż 3 minuty przyjemności gry w GTA V, w trakcie których czterokrotnie zaliczyłem zgona.
Dopiero rok później ten sam kolega przekonał mnie, abym kupił konsolę, bo jakiś jego znajomy ma do sprzedania swoją w zamian za pół litra. No to wziąłem. Poprosiłem też, żeby mi pożyczył jakieś hiciory. Zagrałem w Last of Us. No fajne, ale dupy nie urwało. Zagrałem w Heavy Rain. No fajne, ale wkurwiało mnie sterowanie i napieprzanie przyciskami. Zagrałem w Little Big Planet i rzygałem po tym dwa dni. Akurat promocja była na Red Dead Redemption. No to kupiłem, choć z lekkimi obawami, bo kolejna taka_sobie gra na PS3 mogłaby mnie wpędzić w depresję. I nagle chwyciło. Grało mi się zajebiście, a RDR uważam za TOP10 najbardziej klimatycznych gier wszech czasów. Pomyślałem sobie wtedy, że te konsole to może jednak mają jeszcze przyszłość. W międzyczasie dostałem od Sony propozycję pobawienia się ich nowszą konsolą przez parę tygodni (buzi dla Moniki), na co przystałem niechętnie, a wręcz odmownie, ale i tak mi podesłali (jeszcze większe buzi dla Moniki). Zarzuciłem GTA V, zarzuciłem Wiedźmina, pyknąłem Black Flag i kilka innych gierek z Peggle na czele, w którą to do dziś zagrywamy się z kumplem po sieci – czasami po 5 godzin dziennie. I było już po mnie. Z tygodnia na tydzień rozumiałem, że do PC już nie wrócę.
Dziś z perspektywy konsolowca widzę jaką głupotą było trwanie przy PC i śmieję się z pecetowców, którzy szukają argumentów, że pecety są lepsze. No jakby nie patrzeć nie są. Zazwyczaj gra się na monitorze. Mniejszym od telewizora. Zazwyczaj do grania używa się myszki i klawiatury, co może niewygodne nie jest, ale znacznie mniej wygodne od pada, którego dzierżysz w obu dłoniach. Zazwyczaj trzeba być przykutym do krzesła, a przy konsoli możesz i na krześle siedzieć i pierdolnąć się na kanapę. Do tego dochodzą wcale nie tak błahe problemy, jak wieczna bolączka czy gra pociągnie na full detalach. I jak pociągnie to super, a jak nie pociągnie to tak mniej więcej raz na dwa lata trzeba kupić nową kartę graficzną (w cenie konsoli). A raz na parę lat nowego kompa(w cenie dwóch konsol).
Kompa nie da się łatwo przenieść, a na dłuższe wyjazdy konsolę przewożę bez problemu w bagażu podręcznym.
I wreszcie najważniejsze, czyli gry. Nie ma już gier, które wychodzą na PC, a nie wychodzą na konsolę i przypierdolę banem każdemu, kto mi zacznie wymieniać jakieś egzotyczne tytuły, byle tylko rzucić debilnym kontrargumentem, że nie we wszystko da się pograć na konsoli.
– W strategie nie pogram przecież – powiedział mi parę dni temu kolega, któremu kazałem kupić „playkę”.
– A jak często, palancie jeden, grasz w strategie?
Wymienił Civilization, w które grał 4 lata temu. Ot, taka to argumentacja.
Żałuję, że wcześniej nie kupiłem konsoli, tylko marudziłem, że sporo dobrych gier nie ukazuje się na pecetach. To było takie głupie. Zamiast po prostu kupić konsolę, wolałem nie zagrać w kilka mocnych tytułów, które dziś wciąż bawią, ale trochę się zestarzały (np. Uncharted i wcześniejsze MGS-y).
Dodam jeszcze, że stałem się najgorszym typem konsolowca, co sam sobie udowodniłem przed paroma dniami robiąc na 100% Assassin’s Creed: Syndicate. Moja pierwsza platyna i to w grze, gdzie jak ostatni baran biegasz i otwierasz setki skrzyń… Nigdy bym o to siebie nie posądził, ale takie są fakty i wcale nie chcę tego leczyć. Kupiłem Assassin’s Creed 3 i tak jak kiedyś rzuciłem te grę na pożarcie piesi, bo była poniżej wszelkiej krytyki, tak teraz wspaniale mi się w to gra.
Dla mnie jedyną wadą konsol jest brak starszych gier, w które lubię sobie pograć. Wspominałem o nich z rok temu w tekście „10 gier, które nie chcą się zestarzeć„. To mała wada, bo cały czas w drugim pokoju mam all-in-one MSI i w każdej chwili mogę na nim popykać. Mam też Nvidia Shield, które o dziwo naprawdę dobrze się spisuje (kto by pomyślał, że Android wcale nie jest taki beznadziejny). Niemniej coraz częściej noszę się z zamiarem rozejrzenia za jakimś mocnym laptopem dla graczy. Co by nie mówić o maku, to on do gier nadaje się tak jak ja do ciężkiej, uczciwej pracy.
Dla innych wadą mogą być drogie gry, bo rzeczywiście ceny nowości są absurdalnie zawyżane, ale prawda jest taka, że cały czas trafia się na jakieś promocje. Bez problemu można się obkupić na kilka miesięcy w przód, co też uczyniłem niedawno, nabywając po „pecetowych” cenach Assassin’s Syndicate, Metal Gear Solid, Risen 3 i do szczęścia brakuje mi jeszcze tylko promo na Fallouta 4 i Dying Light. W poczekalni mam jeszcze całkiem sporo gier, które co miesiąc dostaje się za darmo. Na posuchę narzekać nie będę.
Pół roku wystarczyło mi, abym nawet przez moment nie pomyślał o kupnie jakiejkolwiek gry na PC, bo już sobie średnio wyobrażam męczenie z myszką i klawiaturą prze mikroskopijnym 27-calowym monitorem. Zdania o konsolowcach nie zmieniłem. To wciąż jest durny gatunek. Ale tylko taki ma przyszłość*.
* nie dotyczy posiadaczy xbox. O ile gdzieś jeszcze tacy są.